Radio Gromnik / Newsy / Polityka / Samorząd gminny: Tylko dwie kadencje? Czy więcej?

Samorząd gminny: Tylko dwie kadencje? Czy więcej?

14 września, 2025
Piotr Moc

Dwukadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w Polsce – aktualny stan w Sejmie

Dwukadencyjność organów wykonawczych gmin (wójtów, burmistrzów i prezydentów miast) została wprowadzona w Polsce w 2018 roku na mocy nowelizacji Kodeksu wyborczego, uchwalonej przez Sejm pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Przepis ten ogranicza możliwość sprawowania tych funkcji do dwóch kolejnych kadencji po 5 lat każda (kadencja została wydłużona z 4 do 5 lat właśnie w ramach tej reformy). Limit ten liczy się od wyborów samorządowych w 2018 roku, co oznacza, że wielu doświadczonych samorządowców” lokalnych układów władzy i promowanie rotacji, choć krytycy argumentują, że narusza to konstytucyjne prawo wyborcze mieszkańców do swobodnego wyboru przedstawicieli.

Aktualna sytuacja w Sejmie (stan na 14 września 2025)

W lipcu 2025 roku posłowie Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL) złożyli w Sejmie projekt ustawy nowelizującej Kodeks wyborczy, który zakłada zniesienie dwukadencyjności. Wnioskodawcy, w tym poseł Michał Pyrzyk, argumentują, że limit kadencji jest niekonstytucyjny, sztucznie eliminuje doświadczonych i skutecznych włodarzy, a decyzja o kontynuacji ich urzędów powinna należeć wyłącznie do wyborców. Projekt zawiera również propozycję likwidacji zakazu jednoczesnego kandydowania na wójta/burmistrza/prezydenta i do rady powiatu lub sejmiku województwa.

– Dyskusja w Sejmie: Projekt był rozpatrywany na posiedzeniu Sejmu 12 września 2025 roku (w pierwszym czytaniu). Kluby PiS, KO, Lewicy i Polski 2050 opowiedziały się za skierowaniem go do dalszych prac w komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach. PiS wyraziło zastrzeżenia, podkreślając potrzebę dyskusji o mechanizmach odwoływania samorządowców, ale nie zablokowało projektu. Koło Razem (lider Adrian Zandberg) złożyło wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, argumentując, że zniesienie limitu doprowadzi do „zabetonowania władzy w samorządach” i wzmocnienia lokalnych sitw. Wniosek ten został jednak odrzucony w wieczornym bloku głosowań.

– Następne kroki: Projekt trafił do komisji, gdzie rozpoczną się prace nad poprawkami. Nie ma jeszcze terminu kolejnego czytania, ale dyskusja może potrwać kilka tygodni lub miesięcy. Samorządowe organizacje (np. Związek Miast Polskich, Unia Metropolii Polskich) popierają zniesienie limitu, wskazując na nierówne traktowanie szczebli samorządu (brak dwukadencyjności w powiatach i województwach). Rząd (MSWiA) odsyła sprawę do Sejmu, uznając wybory za domenę parlamentu.

Kontrowersje i opinie
– Zwolennicy zniesienia: PSL i samorządowcy podkreślają, że po wyborach w 2024 roku wielu sprawdzonych liderów zrezygnowało z kandydowania z powodu limitu, co hamuje rozwój lokalny. Prezes NIK Marian Banaś w analizie stwierdził, że dłuższe sprawowanie urzędu nie koreluje z nieprawidłowościami.
– Przeciwnicy: Partia Razem i część Konfederacji widzą w dwukadencyjności narzędzie do rotacji i walki z korupcją. Zandberg na platformie X (dawniej Twitter) skrytykował decyzję Sejmu, nazywając projekt „ustawą 'Sami Swoi'”. Inni, jak poseł Robert Skowronek, proponują rozszerzenie limitu na posłów Sejmu dla równowagi.

– Perspektywa prezydenta: Prezydent Karol Nawrocki (związany z PiS) obiecywał wcześniej zniesienie dwukadencyjności, ale według doniesień medialnych może zawetować projekt, jeśli dojdzie do niego po Sejmie i Senacie.

Na platformie X dyskusja jest ożywiona – np. poseł Piotr Kandyba z KO podkreśla, że ostateczna decyzja powinna należeć do wyborców, a nie sztucznych limitów. Jeśli projekt zostanie uchwalony, mógłby wejść w życie przed kolejnymi wyborami samorządowymi w 2029 roku, ale wymaga to zgody Senatu i podpisu prezydenta.

Tymczasem w Gazecie na Niedzielę (14.09) głos w tej sprawie zabrała poseł  Paulina Matysiak:

Często słyszę tezę, że dwukadencyjność w samorządach jest jedną z niewielu jednoznacznie dobrych reform PiS-u, wygłaszaną przede wszystkim przez osoby, którym naprawdę trudno przechodzi przez gardło jakakolwiek pochwała w stronę byłych rządzących – pisze Paulina MATYSIAK – Filolożka i filozofka. Posłanka na Sejm IX i X kadencji. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Walki z Wykluczeniem Transportowym.

– Rozpoczyna się operacja samorządowej rekonkwisty. Głównie za sprawą PSL-u przez sejm będzie przepychany projekt o cofnięciu reformy wprowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość i zlikwidowaniu limitu dwukadencyjności w polskich samorządach.

Średniowieczna terminologia nie jest tu użyta przypadkowo, wszak chodzi o to, żeby nasze królestwo wciąż mogło się dzielić na udzielne księstwa, zarządzane przez władcę po dwie, trzy dekady bez przerwy, a także podlegające dziedziczeniu – jeśli nie po liniach rodzinnych, to przynajmniej rodzin partyjnych.

Często słyszę tezę, że dwukadencyjność jest jedną z niewielu jednoznacznie dobrych reform PiS-u, wygłaszaną przede wszystkim przez osoby, którym naprawdę trudno przechodzi przez gardło jakakolwiek pochwała w stronę byłych rządzących.

I zgadzam się z tym, bo poza osobami bezpośrednio zainteresowanymi długim trwaniem w polskich samorządach chyba trudno znaleźć osoby, które nie widziałyby problemu w sprawowaniu władzy w mieście lub gminie przez 4, 5, 6 kolejnych kadencji.

Wśród argumentów wysuwanych przez przeciwników tej reformy słychać między innymi taki, że skoro nie można być wójtem, burmistrzem, prezydentem miasta dłużej niż dwie kadencje, to dlaczego ten limit nie obejmuje posłów i senatorów. Poza tym, że sama nie miałabym problemu z kadencyjnością parlamentarzystów (zresztą moje macierzyste ugrupowanie ma to w swoim programie), to różnica jest zasadnicza i dotyka sedna problemu: pojedynczy poseł i senator nie nabywa dzięki swojej funkcji zasobów, żeby zabetonować się na swoim stanowisku na dekady.

– Nie ma narzędzi, żeby stworzyć wokół siebie tak silną sieć wpływów i zależności, żeby zagwarantowało mu to reelekcję dzięki przychylności lokalnej prasy, zależnej finansowo od miejskich spółek, obsadzaniu swoimi ludźmi setek czy tysięcy stanowisk, zaskarbiając sobie dzięki temu ich wdzięczność, lojalność itd. Przykłady można mnożyć. W przypadku wyborów do sejmu działa to, jak wiadomo, zupełnie inaczej, a senatorowie wybierani w okręgach jednomandatowych nie mają takich narzędzi jak samorządowcy: przede wszystkim pieniędzy i kierowania polityką kadrową różnych instytucji. Wielokadencyjni senatorzy zawdzięczają to raczej swojej osobistej popularności w okręgu lub wynikami swoich partii, a pojedyncze w historii III RP bardziej patologiczne przypadki były raczej efektem posiadania w okręgu zasobów pochodzących z innych źródeł.

więcej:

Dwukadencyjność w samorządach

 

Radio Gromnik | Moc lokalnych wieści